czwartek, 13 grudnia 2012

Dlaczego trzymamy się przeważnie tych ludzi, którzy, po dłuższym zastanowieniu się, nas drażnią, olewają wszystko i wszystkich, są tak skoncentrowani na sobie, że mamy ochotę nimi potrząsnąć tak, by cały egoizm prześlizgnął się przez jelito i skończył podróż w gaciach... Nie mam choćby bladego pojęcia. Mogę tylko pisać o sobie, a niestety jestem jedną z tych osób. Choć osobnik jeden z drugim doprowadzają mnie do szału swoją pogardliwą postawą i do niedawna sama pogardzałam takim sposobem bycia, robi mi się przykro, kiedy mówią, że nie da się ze mną wytrzymać. Jak to się stało, że zależy mi na opinii takich nędznych ludzików? To chyba ze strachu przed samotnością. Ze strachu przed tym, że nie będę miała do kogo się odezwać, jak zacznę mówić wprost, co o nich myślę. Tak, boję się samotności, dlatego dbam o ludzi, których kocham. Byłam w tym miejscu, gdzie olewałam wszystkich i wszystko i siałam wokół siebie spustoszenie. To głupie. Jak teraz słyszę, że ktoś mówi, że nikogo nie potrzebuje, że nie potrzebuje ludzi, żeby czuć się dobrze, a miły jest tylko wtedy, kiedy ma w tym jakiś interes to szczerze mam ochotę się na niego wyrzygać. Poza tym to takie banalne, oklepane. Taka martyrologia typowa dla pierwszorocznych studencików: jestem artystą i cierpię, bo nikt mnie nie rozumie, przeca Van Goga też nie rozumieli... no do chuja pana, takich tekstów to nawet największy grafoman by się wstydził. Macie takich ludzi wokół siebie? Co z tym robicie? Przymykacie oko? Na własnej skórze przekonałam się, że prawda wcale nie wyzwala, dlatego czasem lepiej jest szerzyć iluzję szczęśliwości. Choć szczerze mówiąc poziom sarkazmu i ironii osiągnął we mnie już poziom krytyczny i lada dzień wystrzeli uszami i nosem. Czasami chyba trzeba takim ludziom powiedzieć, żeby spierdalali. Jestem strasznie podatną na wpływy osobą i szczerze powiedziawszy przejmuję czasami od nich ten tok myślenia. Jak zbyt długo przebywam w ich towarzystwie, ze zgrozą często odkrywam, że zaczynam tak biadolić pod niebo, jak oni. Udziela mi się to sztuczne gówno wirujące w atmosferze, a lubię to, że jestem pogodną optymistką... no może żartującą z rzeczywistości realistką :)
A czy jestem artystką? Ostatnio to pytanie powraca jak bumerang. Co sprawia, że stajemy się artystami? Dostaje się jakiś atest czy jak? Zawsze mi się wydawało, że nikt ci tego nie może powiedzieć... To nie tak, że ktoś przyjdzie i przy werblu obwieści, że ta czy inna praca dała ci awans na artystę. Ja się chyba nie czuję artystką, choć dobra koleżanka powiedziała mi, że mam wszystko, co cechuje dobrego artystę (swoją drogą, ciekawe, co cechuje złego). Ponoć mam talent, jestem potwornie pyskata i bronię swojej tezy, jestem wariatką, zwykle działam przekornie do wszystkiego, zdecydowanie nie jestem konformistką. Nie będę ukrywać, że kiedy to mówiła, moje zabiedzone ego drgnęło radośnie :) choć nie zgadzam się co do ostatniego punktu jej wypowiedzi. Czasami wolę się wtopić w tłum i podążać razem z nurtem szarej, dziko gegającej, bezmyślnej gęsiarni.
Kiedy myślisz o pisaniu myśli złocą ci się w głowie na potęgę, natomiast kiedy sięgasz po pióro, żeby je utrwalić, natychmiast, w magiczny sposób rdzewieją. Zdecydowanie powinno się mówić o "platynowych myślach", a nie o "złotych myślach", platyna wszak, z tego co mi wiadomo, nie rdzewieje. Teraz pluję sobie w brodę, że być może ciekawsze i bardziej odkrywcze spostrzeżenia wyparowały mi z głowy nie dalej jak wczoraj. Cóż, czytelniku, mam nadzieję, że zajrzałeś tak czy srak :)
p.s. plagę muszek udało mi się opanować :)


4 komentarze:

  1. świetny blog! czytając go nie sposób mi się nie utożsamiać z tym, co piszesz.. ileż trafnych spostrzeżeń..

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo miło mi to słyszeć i mam nadzieję, że nadal chętnie będziesz tu zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpis co najmniej racjonalny. ;)
    Niekiedy jednak pewnych rzeczy nie potrafimy wytłumaczyć sami sobie, może się mylę, ale niektórzy twierdząc tezę „ nie obchodzi mnie zdanie innych”, tak naprawdę podświadomie aż ich ściska, by się dowiedzieć co o nich sądzą.
    Niesłychanie ważną istotą jest posiadanie kogoś bliskiego, czy to partner życiowy czy przyjaciel, ktoś bardzo istotny w życiu. Głupotą jest twierdzenie "nikogo nie potrzebuję" owszem, racja - radzić można sobie samemu, jednak do czasu, kiedy dopada nas chwila słabości , a wtedy wszystko wypowiedziane do tej pory przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  4. zdecydowanie, w pojedynkę jest tak jakoś za bardzo subiektywnie :P

    OdpowiedzUsuń