niedziela, 2 września 2012

Zastanawialiście się kiedykolwiek nad instytucją pierwszej randki? Ja ostatnio dużo o niej myślałam. Im więcej mam lat, tym bardziej wydaje mi się absurdalna. Mając 15 lat dostajesz wypieków na twarzy, przez cały czas przygotowań walczysz ze stanem przedzawałowym, z trudem powstrzymujesz mdłości i starasz się makijażem dodać sobie animuszu i parę latek. Dziesięć lat później na myśl  o tym, że kolejny raz mam jakiemuś facetowi opowiadać jakieś smaczki o swoim życiu, przyprawia mnie o śpiączkę. Dlatego tak trudno nam rozstać się z facetem, z którym byłyśmy dość długo. Choć był kretynem, było to bezpieczne i znajome środowisko, gdzie już wszystko zostało powiedziane, taniec godowy odtańczony i teraz można było zamknąć mordy i obejrzeć kolejny odcinek ulubionego serialu. Tak, to męczące. Bo ile takich spotkań przez ćwierć wieku mamy za sobą? Ile takich randek skończyło się totalną porażką i przeradzało się w pławienie się w żenadzie? Tysiące. A ile z tych randek faktycznie były oszałamiającym gromem z jasnego nieba? No właśnie. Nikły nano procent. Jakże pięknie byłoby móc oszczędzić sobie całej tej propagandy szczęśliwości, nie otwierać dzioba i spotkać ukochanego, który uwielbia milczące, nie starające się o niego kobiety...

No dobra, fakt, miło jest kobiecie ze świadomością, że jeszcze nie stetryciała do końca i coś się w niej płci przeciwnej podoba. Miło jest wyskoczyć z fajnym faciem do baru na drinka, ale pierwsza randka to istna inwigilacja. Lot ze zgaduj zgadulą. Niestety nie da się jednak nijak obronić przed tym tańcem kokoszek, żeby facet nas polubił, żebyśmy mu się podobały, żeby poczuł zapach naszej ponętnie wysztywtowanej pachy, żeby wiatr, jaki rodzi się z trzepotania rzęsami strącał go z barowego stołka... Oj, jesteśmy w tym genialne! I cały ten schemat, powielany non stop o każdej porze dnia i nocy na całym globie - on przychodzi po laskę, laska picowała się dwie godziny, on mówi, że pięknie wygląda, przeprasza za spóźnienie i zabiera ją na drina, potem gadka szmatka, potem on odprowadza ją, lekko rozmiękczoną, do domu i pod drzwimi próbuje szczęścia zdobycia pierwszej bazy, dostaje buziaka albo i nie i koniec historii, no chyba że laska jest albo wyzwolona albo mocno spita i zaprasza go do siebie na after. The end. Nuda...

I co dalej? Następnego dnia, nawet jeśli randka była kiepska, nie chcemy porażki, więc przykuwamy się łańcuchem do telefonu i warujemy na jakikolwiek znak życia. Strasznie frustrujące. W wieku 25 lat można być już bardzo sarkastycznie nastawionym do tego typu rozrywek i powiedzieć kilka niewybrednych komentarzy, co może spowodować niezamierzone zwichnięcie psychiki drogiego chłopca, który jak wiadomo, mentalnie jeszcze jest na etapie fascynacji X - Boxem i zaginającymi czasoprzestrzeń piersiami króliczków Playboy'a...




2 komentarze:

  1. Nieziemsko, beznadziejnie prawdziwe. Może wszystko jest naszą winą. Kobiety robią wszystko, żeby się podobać. Dlaczego tak dziwną naturę mamy...

    Lubię Cię czytać

    OdpowiedzUsuń
  2. My mamy dziwną naturę, bo faceci mają dziwną naturę i wymagają od nas rzeczy niemożliwych...
    cieszę się, że lubisz :)

    OdpowiedzUsuń