niedziela, 11 listopada 2012

To już oficjalne, sylwestrowa sraczka zaatakowała znienacka i nijak nie można się przed nią bronić, w każdym razie nie inaczej niż tylko przeczekać gdzieś w pobliżu kibla. Przyznam, że kiedy byłam jeszcze nastolatką brałam czynny udział w tej zbiorowej chorobie biednego jelita, natomiast dzisiaj trochę nie kumam całej transcendencji wokół tego zjawiska. No owszem, fajna okazja do zaimprezowania i w ogóle, ale w końcu jest to impreza jak każda inna i nie rozumiem dlaczego oczekiwania co do tej konkretnej są takie wielkie. Tak pobawić to ja się mogę co sobota... Poza tym, im więcej sobie wyobrażamy tym bardziej impra ssie.Ostatnio skąpana w oparach absurdu przeżywam imprezy stulecia, istny sylwester za sylwestrem. Albo się starzeję w zastraszającym tempie albo studencki akademik przestał działać na mnie wyzwalająco. Teraz działa odrzucająco, bo gdy wbiłam się w jeden natychmiast szukałam wyjścia. Syf, kiła i mogiła. Dobrze wbiła mi się w pamięć jedynie panna, której wydawało się, że tańczy przed komisją You Can Dance, niestety tańczyć jednak nie mogła i w iście poetyckim stylu lądowała na syfnej podłodze z głową tuż przy jakiejś prowizorce krzesła. Moje ćwierćwiekowe ego stało przede mną i stukało się w głowę. W końcu padło na mnie, że trzeba zarządzić wymarsz. Jak, kurwa, zwykle. Zawsze potem jest, że jestem z tych sztywnych, w każdym razie do pierwszej setki. Czasami w środku imprezy zastanawiam się, gdzie zgubiłam samą siebie, po co te wymuszone uśmiechy i pierdolenie w studenckim stylu o filozofii? Przysięgam, jak będę musiała jeszcze raz tego słuchać, to podam jednemu z drugim żyletkę, niech załatwiają sprawy od ręki. Czy ja też taka byłam? Jezu... przerażające. Pierwszy rok studiów jest znamienny, określasz terytorium i strefę żerowania, tudzież swój rodzaj haremu, każdemu chcesz się przypodobać i że niby zawsze jesteś fajny i zawsze masz ochotę pofilozofować o dupie pięknej, zacnej Maryni. Po co? No wiadomo, jesteśmy narcyzami i lubimy jak nas ludzie lubią, czy co tam jeszcze. Nie bez strachu stwierdzam, że mnie zaczyna coraz więcej rzeczy CHUJ obchodzić i sprawy przyziemne typu lubienie mnie przez kogoś za coś lata mi lekko koło dupy. Ostatnio wyznaję zasadę Hejting all day long, bo ludzie to zatwardziali kretyni niekiedy i nadmiaru tego kretynizmu nie jestem w stanie znieść...

2 komentarze:

  1. ależ uwielbiam Cię czytać! ależ uwielbiam Twój styl! więcej proszę!

    OdpowiedzUsuń