poniedziałek, 4 marca 2013

Minął już kolejny tydzień od czasu moich 26 urodzin. Był to kolejny pretekst do tego, by przewartościować swoje życie i się zdołować. Moje kalkulacje na temat moich osobistych osiągów są, delikatnie mówiąc, lekko depresyjne. Porażki zostawiły sukcesy daleko w tyle. Choć pewnie jestem mocno subiektywna i to, co dla mnie jest porażką, dla kogoś innego uszłoby w głupim tłumie (w każdym razie próbuję ratować się tą myślą). Oczywiście, z okazji tego, że Ziemia kolejny raz obiegła słońce, złożyłam sobie kilka kolejnych postanowień. To kolejny dobry sposób na to, by popaść w przygnębienie. Noworoczne postanowienia leżą odłogiem, urodzinowe muszą jeszcze nabrać mocy prawnej, zanim wcielę je w życie na cały tydzień... -.- Jedno z nich brzmi: bądź miła dla ludzi. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że od gryzienia się w język, by nie zarzygać wszystkiego zgryźliwym sarkazmem, już powoli się wykrwawiam. Kto by pomyślał, że na nagrobku napiszą mi, Asia... zachłyśnięta własną żółcią... Faktycznie jestem ostatnio troszkę nieprzyjemna według niektórych ludzi, według własnej miary mniemam, że jestem po prostu skrajnie bezlitosna dla ludzkiej głupoty i ignorancji. Serio, coraz więcej osób uświadamia mnie, mówiąc do mnie, że potrafię spać z otwartymi oczami. Ale cóż, postanowiłam, że wolę być pogryziona niż totalnie niedostępna. Ludzie hejtujący są odpychający z racji tego, że nie da się ich przegadać, zawsze mają rację, sarkazm przecieka im nawet kanalikami łzowymi i zgaszą cię, czytelniku, nie patrząc na to, czy ktoś to obserwuje czy nie. To świetny kompan do publicznego upokorzenia. Uznałam, że trzeba budować pozytywny wizerunek, ponoć kiedy sami jesteśmy pozytywni, przytrafiają nam się pozytywne rzeczy i trafiamy na pozytywnych ludzi. Nie mówię o atmosferze absolutnej szczęśliwości, bo to zakrawa o jakąś psychozę, ale czasami trzeba stłamsić jakiś komentarz w gardle. I tu pojawia się dylemat, który mną targa, a mianowicie czy wówczas pozostajemy sobą, czy nie udajemy, czy wymuszona uprzejmość idąca w parze z pożarem myśli w głowie to jakieś skrajne zakłamanie. To mnie zawsze powstrzymuje przed powstrzymywaniem się. Czasami sobie myślę, że albo ludzie powinni brać mnie taką, jaka jestem, ze wszystkimi moimi wariactwami albo nie warto się dla nich starać być kimś innym, skoro właśnie tego ode mnie oczekują. Z drugiej strony czasami taka szczerość wychodzi mi bokiem. Prawda wcale nie wyzwala, sprawia tylko, że odsłaniamy się maksymalnie na atak. To brak kamuflażu, który czasem mnie przeraża, a niekiedy nawet gubi. Powiedzmy sobie szczerze, że taki charakter nigdy nie uczyni ze mnie najpopularniejszej królowej balu. Pytanie tylko czy tego właśnie chcemy, kamuflując czasem to, co chcielibyśmy wykrzyczeć komuś prosto w ryj. Lepiej męczyć się z samym sobą i toczyć z sobą nieustanną walkę w zamian za sympatię całego otoczenia czy raczej żyć w zgodzie z własnym, pojebanym ja ryzykując to, że nasza lista kontaktów w telefonie może się mocno uszczuplić? Jak sądzisz, czytelniku?

5 komentarzy:

  1. Wpis może się wydawać ubrany w radykalne slowa , ale prawdziwy... Bo niby po co się męczyć w toksycznej grupie ludzi? kiedy to nikomu szczęścia nie przynosi...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mądrze prawisz. Może nawet odrobinkę za mądrze, bo mi się przez to aż na nocne przemyślenia zebrało. Ale tak, też mam ten dylemat, też mnie to zastanawia i choć narazie wygrywa mój narcyzm, to czasami i tak skłaniam się ku używaniu kamuflażu. Może jeszcze po prostu nie wybrałam odpowiedniej drogi ;)
    Albo może życie własnie na tym polega, żeby raz dla innych, raz dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. anonimowy: nie zawsze wybór jest taki prosty, czasami z czystego zdrowego rozsądku trzeba pójść na kompromis... i dlatego jest mi tak trudno z tym, nie lubię kompromisów...

    dreamyana: no dokładnie, ale ciągle ktoś mi wpajał, że trzeba być sobą, 100% szczerości, itd. kiedy jednak dorastamy i zderzamy się z rzeczywistością, okazuje się, że życie nie jest czarno - białe, ma wiele wymiarów i chyba nas to przytłacza niekiedy... dlatego trudno zdecydować się na jakąś konkretną ścieżkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. "od gryzienia się w język, by nie zarzygać wszystkiego zgryźliwym sarkazmem, już powoli się wykrwawiam"-świetny tekst.
    jednak czasem chyba warto przełknąć trochę swojej krwi, dla dobra własnego i innych. to poniekąd nałożenie maski, ale tak naprawdę gramy przecież cały czas...

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja będę gryzł aby poszerzyć grono znajomych aby poznać kogoś kogo nazywa się drugą połówką a później będę gryzł dalej dla dobra niej i kto wie może moich szkrabów ;) a reszta rozkminek której ilość jest równoznaczna z naszą inteligencją jest gó... wa.... ;)

    OdpowiedzUsuń